wtorek, 16 lutego 2016

Wredny bachor !/?

Supermarket. Krzyk. Pisk. Płacz. Dziecko leży na posadzce i się drze bo mama nie chce kupić zabawki. Znajomy widok prawda? Każdy z nas chociaż raz widział podobną sytuację. Ale dopiero kiedy stajemy się rodzicami widzimy w tym całym zajściu matkę i jej emocje.


Doskonale pamiętam wypad do wielkiego marketu na literę C, kiedy byłam nastolatką. Na moim osiedlu nie było nic tak dużego, dlatego wchodząc do tak wielkiego obiektu człowiek głupieje. Wszędzie wszystkiego ponastawiane, tu promocja, tam degustacja, jeszcze dalej wyprzedaż posezonowa i namioty w listopadzie. I gdzieś pomiędzy doniczkami a artykułami papierniczymi widzę dziecko. Które leży, wrzeszczy, płacze bo.. chce zabawkę. "To tylko dziecko" pomyślałam i poszłam dalej - w przeciwieństwie do starszych pań które nie oszczędziły i tak upokorzonej już matce spojrzeń typu: "jak ty wychowałaś tego bachora?!", "co z ciebie za matka", "bezstresowe wychowywanie? masz za swoje" itd. Czy aby na pewno to dziecko było chowane bezstresowo ? Niekoniecznie. Każdy rodzic który ma dziecko w wieku 4+ przyzna mi rację. No może nie każdy, bo trafiają się wyjątki potwierdzające regułę, czyli dzieci w 100% ugodowe, które ewentualnie strzelą focha, bez zbędnego przedstawienia. Dzieci już takie są. I niezależnie od wychowania czasami coś im 'odbije' i odstawią nam cyrk w miejscu publicznym. Nie raz z resztą, kiedy Starszak zobaczył płaczące dziecko w markecie - ot tak, zaczynał płakać też, chyba w geście solidarności.

Nasze społeczeństwo ma niesamowity dar łatwości w osądzaniu innych, mimo że sami nie jesteśmy idealni, wprost uwielbiamy komentować. A uwierzcie że takiej matce, której kochane, grzeczne dziecko odstawia scenę niczym z egzorcysty na podłodze sklepu, i tak jest wystarczająco ciężko. Nasze gapienie się czy durne komentarze nie pomogą. Teraz jako mama jedyne co mogę w tej sytuacji zrobić to uśmiechnąć się z współczuciem do takiej mamy w stylu "przechodziłam przez to samo'.

Dlaczego tak się dzieje? Pomijając faktycznie ludzi wychowujących swoje dzieci bezstresowo - kiedy chcą to wszystko mają, a kiedy im się zabroni czegoś oczywiste jest że zrobią scenę.
Ale są dzieci chowane 'normalnie', czyli nie spełnia się ich każdej zachcianki, wydaje się że rozumieją argumenty typu : 'mamusia nie ma pieniążków' albo 'to ci nie potrzebne bo masz już coś takiego samego/podobnego'. Dlaczego w nasze dzieci wstępuje diabełek?
Przede wszystkim to chęć sprawdzenia co im wolno, na ile im pozwolimy, jakie będą konsekwencje. I sprawdzają nas tak od ok 1 r.ż (a nawet wcześniej). Wyrzucając zabawkę z wózka, potem sypiąc piachem w piaskownicy, no i niestety ale kolejny nieszczęsny etap to histerie w sklepie.
Dodatkowym problemem [ale to tylko moja teoria] może być samo miejsce. W markecie jest dużo ludzi, szum, krzyk, głośno, co chwila jakieś komunikaty przez głośnik, obce twarze, dziwne światło, muzyka, błyski z telewizorów, od cholery różnych rzeczy - i takie nasze kilkuletnie główki się przeciążają bo mają za dużo bodźców dookoła.

Jak reagować? Przede wszystkim spokój, łatwo powiedzieć, ale nic innego nie pomoże. Krzyki, szarpanie za rękę, klapsy (o zgrozo!) nic a nic nie dadzą. Mając dziecko musimy nauczyć się chować pod uśmiechem negatywne emocje.

 I tak oto kilka lat temu idąc ze Starszakiem na zakupy powstał taki oto obrazek: Starszak siedzi w siedzisku wózka sklepowego i płacze, krzyczy, zachodzi się, bo chce żeby mu kupić auto. A mama? Idzie spokojnie, rozgląda się po pułkach, kolekcjonuje zakupy, uśmiecha się, co chwila rzuca tylko "głośniej syneczku, głośniej". Osądzona przez 90% osób będących dookoła, ale ma to gdzieś, mimo że w głębi ma ochotę jednocześnie wydrzeć się na synka, ale też przytulić go i uspokoić a ludziom dookoła powiedzieć żeby się pie.. przestali patrzeć. A najchętniej to zostawić go z tym wózkiem i uciec. Ale tego nie robi. Bo to nic nie da. Starszak skończył swoje spazmy bo zobaczył że na mamę to nie działa. Otarł łzy z policzka, spojrzał się swoimi kasztanowymi oczętami i rzekł : 'psepasiam mamusiu'. I wystarczyło. Mama go przytuliła, dała buziaka i kontynuowała zakupy w spokoju, a autko i tak mu kupiła, ale innego dnia. A synek więcej podobnej sceny nie odstawił, czasami coś pomarudził i popłakał, ale akcja "histeria" nigdy więcej nie miała miejsca.

Dzieci to małe człowieczki, które nie znają zasad. To my dorośli powinniśmy ich nauczyć. Nie możemy im ulegać bo to do niczego nie prowadzi, ale nie możemy też wszystkiego zabraniać - bo mamy dziecko wychować a nie wytresować. Trzeba znaleźć złoty środek, czasami przesadzimy w jedną albo w drugą stronę, ale też jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy. Nikt nie mówił że będzie łatwo. Przede wszystkim przestańmy oceniać innych rodziców bo nie znamy ich historii. Nie w naszych kompetencjach jest ocenianie czy wychowują dziecko dobrze czy źle. Lepiej spójrzmy na swoje dzieci i zastanówmy się czy my jesteśmy tacy idealni? Czy gdybyśmy to my byli na miejscu tej matki chcielibyśmy być osądzani? Pomyślcie.


Regards,
J.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz