środa, 3 lutego 2016

Cesarka to nie poród.

Ile razy spotkałam się z opinią, że cięcie cesarskie to nie poród - nie zliczę. Bo Ty się nie męczyłaś, bo nie wiesz co to skurcze, tylko leżałaś.. Ba! Nawet spotkałam się z opinią, że dziecko urodzone poprzez cesarkę kocha się mniej (!!!) niż to które zostało urodzone siłami natury. Sama przeszłam dwa cięcia, mimo że żadnego nie chciałam. Nie wiem skąd bierze się błędne przekonanie, że skoro mama miała cesarkę to na pewno dlatego że była zbyt leniwa (?) żeby urodzić naturalnie. Sama, mimo przejścia dwóch cięć, jestem przeciwniczką ich robienia na żądanie. Dlaczego? Bo mimo wszystko to operacja, a jeśli można jakiejś uniknąć - nie widzę sensu na narażanie swojego ciała na rany, narkozę, znieczulenia itd. Cięcia powinny być wykonywane tylko jeśli są ku temu jakieś wskazania : źle ułożone dziecko, zagrożenie życia, za długa akcja porodowa, za wąska miednica czy nawet tokofobia (ciocia Wikipedia). Ale żeby decydować się na to z własnej, nieprzymuszonej woli? Ja sobie tego nie wyobrażam. Z drugiej strony są też kobiety które koniecznie tego cięcia chcą uniknąć twierdząc że ich ciało zostało stworzone do rodzenia i poradzą sobie bez tego. Tylko nie biorą pod uwagę że czasami nasz organizm zawodzi i najlepiej dla mamy i dziecka jest zakończyć poród cięciem. I tutaj pojawia się argument ultymatywny : kiedyś kobiety rodziły w domu i było ok. Jasne, ale kiedyś też śmiertelność kobiet i noworodków przy porodzie była o wiele większa. Mało przekonujące? Bo ja bym nie wolała sprawdzać. Niestety świat zna sporo przypadków gdy mama odmawiała jak najdłużej cięcia, które ostatecznie i tak miała ale dziecko było niedotlenione, sparaliżowane albo w najgorszym razie umierało. I po co to? Po to żeby udowodnić światu, że spełni swój kobiecy obowiązek? Czy tylko ja uważam że to chore? Nie potrafiłabym żyć z tą świadomością, że przez mój upór i głupotę dziecko zamiast biegać, bawić się z kolegami, rozwijać, spędzi swoje życie na wózku, często nie mówiąc..

 W kółko tak jak pomiędzy mamami kp i mm trwa "walka" między mamami cc i sn. Tylko do czego to prowadzi? Czy naprawdę aż tak wielkie znaczenie ma czy Wasze dziecko zostało wypchnięte przez pochwę czy wyrwane przez nacięcie nad spojeniem łonowym ? Czy jak Wasze dziecko będzie miało 15 lat będzie się kłóciło z rówieśnikami i jako argument poda :" moja mama mnie urodziła naturalnie więc jestem lepszy!" No pewnie że nie. Więc po co kolejne zwady i kłótnie. Żadna z nas nie jest lepsza. Jako mama cc szanuję te co urodziły siłami natury ale chciałabym też być szanowana przez nie. One czuły ból przy porodzie, a ja parę miesięcy po nim. Początki po cięciu są naprawdę trudne, mimo że nigdy się nie "cyckałam" ze sobą i podnosiłam się kiedy tylko mogłam, jak już byłam na chodzie to spacerowałam. Zazdrościłam mamom po porodach fizjologicznych właśnie tej mobilności, bo nawet te po cięższych porodach dochodziły do siebie dużo szybciej niż my po cięciach. Też swoje wycierpiałyśmy, dlatego zawsze będzie mnie bolało kiedy będę słyszeć że cesarka to nie poród. To jest poród. I to wcale nie lżejszy niż naturalny. Ale te które tego nie przeszły - nie zrozumieją.

Ponawiam pytania : Po co ta zawiść? Po co te kłótnie? Bo według mnie tylko niepewne swojej wartości kobiety chcą udowodnić innym, że są lepsze.


Regards,
J.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz