piątek, 29 stycznia 2016

Błogosławione matki karmiące.

Temat pierwszych blogowych rozmyślań nasunął mi się po prześledzeniu pewnej facebookowej grupy promującej karmienie piersią, rodzicielstwo bliskości i inne idee, które mają prowadzić do jak największej więzi z Potomkami.

Mogę z czystym sumieniem powiedzieć że należałam do obu frakcji, czyli mam karmiących mlekiem modyfikowanym (ze Starszakiem) i piersią (od 5 miesięcy z Młodziakiem).
Wiele razy słyszałam od mam karmiących MM że są piętnowane, uznawane za gorsze matki, niezrozumiane. Po części mogę je zrozumieć, bo sama mocno przeżyłam to, że nie mogłam karmić Starszaka. Udało mi się jednynie 3 tygodnie, po czym dowiedziałam się że przybrał na wadze tylko 60 g (a powinien ok 600). Od razu została zaproponowana mi mieszanka, dokarmianie. Z racji że po dokarmianiu raz dziennie dalej jego waga była niezadowalająca, musiałam dokarmiać dwa razy dziennie. Dziecko wyczuło że z butelki jest lepiej, coraz rzadziej chciało pierś, często przystawianie kończyło się histerią, a ja jako młoda, bo 20 letnia, mama pierwszego dziecka chciałam aby nie było zagłodzone - dostawał kolejną. I tak właśnie zabijałam powoli swoją laktację, aż finalnie, kiedy Starszak miał 2,5 miesiąca ostatecznie zakończyło się karmienie piersią. Bo uznałam że 1,5 godziny jego i mojego płaczu nie jest warte ssania piersi przez kilka minut. Przeżyłam to strasznie. Ciągle w głowie chodziły mi myśli, że jestem złą matką, że nie mogę go wykarmić, że nie będę miała z nim takiej więzi jak inne karmiące matki. Dopiero teraz, kiedy z powodzeniem od 5 miesięcy karmię Młodszaka widzę w czym leżał problem. Przede wszystkim stres. Z racji nieciekawej atmosfery w domu (ze strony rodzicielki głównie) mój pokarm nie był najlepszy - i tutaj ostrzegam - słyszałam oczywiście, że nie ma czegoś takiego jak zły pokarm, że mleko mamy najlepsze itd. Ale wtedy faktycznie mój pokarm był do niczego. Byłam zestresowana, źle się odżywiałam, poza wsparciem męża nie miałam żadnej podpory, szczególnie w tak bliskiej osobie jaką jest moja matka. Słyszałam tylko ciągle : "czemu on ciągle wisi ci przy piersi?! przyzwyczai się i nic w domu nie będziesz mogła zrobić!" bla. bla.bla. Może łatwo szukać jest winowajcy ale dzisiaj wiem że to jej wina i tego jej gnębienia psychicznego. Dla mnie najważniejsze było żeby Starszak nie płakał, więc zapychaliśmy go butelką. Dłuższy niż minutowy płacz kończył się na jej wparowaniu do pokoju z najbardziej denerwującym pytaniem jakie można zadać mamie niemowlęcia - "no czemu on tak płacze?!". Zabrakło również (i tu nie wiem czy z braku wiedzy czy dobrej woli) zainteresowania i wsparcia ze strony pediatry, który zamiast poszukać rozwiązania problemu od razu zalecił mieszankę. Przebolałam to, ciężko, ale podniosłam się pod upadku i postanowiłam w każdym innym aspekcie być jak najlepszą mamą.
Zanim urodził się Młodziak miałam bardzo sceptyczne podejście do kp. Bałam się, żeby Starszak nie ucierpiał, żeby nie czuł się odrzucony, bo mimo że miał już ponad 4 lata, był jednak zawsze w centrum uwagi mamusi, a tutaj pojawi się zaraz drugi dzidziuś i skupi uwagę mamy. Rozważałam całkowite zrezygnowanie z kp właśnie ze względu na niego, jeszcze przed porodem zakupiłam mieszankę i butelki, które czekały na przyjście na świat Młodziaka. Jednak kiedy on przyszedł na świat opanowało mnie to samo uczucie ogromnej miłości co przy Starszaku, no i chęci dania mu to co najlepsze. Dlatego sekundę po tym jak go dostałam przystawiłam go do piersi. Wtedy postanowiłam że tym razem się nie poddam. Mimo że znowu miałam problemy z przystawianiem a Młodziak łapał pierś bardzo płytko co poskutkowało obolałymi brodawkami, czasami ze łzami w oczach, przystawiałam go kiedy tylko zapragnął. Od kiedy tylko mogłam wstawać piłam herbatki laktacyjne i bum! udało się. Pokarm był, mały coraz ładniej jadł i przybrał nawet, po tym nagłym spadku w 3 dobie, prawie tyle samo co stracił. Poczułam ogromną ulgę i wręcz pewność że tym razem będzie inaczej. No i było. Inaczej - bo mieszkam już sama z mężem i dziećmi, bez terkoczącej nad uchem matki, która co prawda mieszka dwa bloki dalej, ale trzymam ją na dystans jak tylko mogę. Mniej stresu, mama zrelaksowana to i pokarm był od razu jakości pierwszej. Pierwsza wizyta u lekarza i szok! Dziecko przybrało w 3 tygodnie 900(!!!) gramów. Mało się nie poryczałam ze szczęścia. I tak karmimy się po dziś dzień, czyli 5 miesięcy. Nic nie jest w stanie zastąpić tej bliskości z dzieckiem, tego jak w trakcie karmienia patrzy się mamie w oczy, łapie za palec, uśmiecha się. Jestem z siebie dumna.
I tutaj dochodzimy do punktu do którego zmierzałam. Piętnowanie mam karmiących mieszanką. Bzdura! Teraz z perspektywy czasu widzę, że jako mama karmiąca mm, nie miałam większych nieprzyjemności (poza tymi w domu) związanych z karmieniem mieszanką. Fakt, nie jest to wygodne, trzeba grzać wodę, nosić termosy i mleko na dalsze wyjścia itd. Ale nigdy nie usłyszałam od nikogo że jestem gorsza bo karmię mieszanką, ba! Wręcz przeciwnie, słyszałam tylko żebym się nie przejmowała, że najważniejsze żeby dziecko było najedzone i takie tam. Teraz będąc matką kp czuję się bardziej napiętnowana. Szczególnie przez mamy karmiące mieszanką. Kiedy tylko zacznę temat kp słyszę zarzuty że się z tym obnoszę, że urażam mamy które nie mogły karmić, że po co o tym gadam. A ja po prostu chcę się móc swobodnie cieszyć tym, że tym razem mi się udało. Nie wspomnę już o karmieniu w miejscu publicznym. Nie mówię tutaj o wywalaniu bufetu na świat, tylko o dyskretnym karmieniu dziecka w poczekalni w jednej z prywatnych klinik. Pierś zakryta pieluchą tetrową, widać tylko kawałek głowy dziecka - siedzę i karmię. Bo przecież to takie naturalne! Nikogo nie powinno to dziwić. I co? NIE BYŁO osoby które przechodząc nie spojrzałaby na mnie. Niektóre z wyrzutem w oczach, inne widocznie rozbawione. I wiecie co jest najlepsze? Że to matki karmiące publicznie są napiętnowane, ale osoby które się na nie gapią jak sroka w gnat nie! Może to nie w nas leży problem tylko w tych ludziach? Bo przecież oni też kiedyś ssali pierś matki, a nawet jeśl nie - nie powinno ich to dziwić bo to zupełnie normalne. Tu nie chodzi o aspekt seksualny bo jednak w momencie kiedy matka zaczyna karmić piersi stają się zupełnie aseksualne. Dlatego drogi czytelniku, kiedy widzisz mamę karmiącą w miejscu publicznym - przestań osądzać i przede wszystkim przestań się gapić jakbyś zobaczył ufo. To tylko walka o przetrwanie gatunku ;). Tak tak moi drodzy. Tak samo jak inne ssaki, tak samo kobiety karmią dzieci dla przedłużenia gatunku. Oczywiście jest to dla nas niesamowicie ważne również ze względu na bliskość, ale jednak z biologicznego punktu widzenia..

Drogie mamy karmiące mieszanką:
-nie, nie jesteście gorsze
-nie, Wasze dziecko nie będzie Was mniej kochało
-a jeśli ktokolwiek mówi Wam że jest inaczej - gówno wie.
Każda mama chce najlepiej dla swojego dziecka, niezależnie czy nie możecie karmić piersią z przyczyn niezależnych od Was, czy to po prostu Wasza decyzja - i tak dla Waszych dzieci jesteście najważniejsze na świecie i za naście lat nie będzie miało dla nich znaczenia czy ssali pierś czy butelkę. Jednak będzie jakieś ale. ALE nie piętnujcie też kobiet karmiących piersią i tego, że chcą o tym mówić swobodnie. One się nie przechwalają że mogą karmić a Wy nie, one nie robią tego złośliwie i nie chcą Wam "dokopać". Po prostu chcą się cieszyć z bliskości z dzieckiem bez natychmiastowej łatki terrorystki laktacyjnej. Jesteśmy mamami, żyjemy między sobą, nasze dzieci bawią się razem, więc może spróbujmy koegzystować bez ciągłych sprzeczek która jest lepszą mamą? Bo dla naszego dziecka zawsze to MY będziemy najlepsze.

Nie bierzcie wszystkiego tak do siebie. Ot co.



Regards,
J.

2 komentarze:

  1. W sedno myślę. Tylko ja nie znam problemu z drugiej strony, ale szczerze to tez czasem boję sie odezwac ze ja kp... to jest juz jak z murzynami w UK np. Ty jego nie mozesz nazwać czarnuchem ale on Ciebie białasem tak.
    Co do karmienia publicznie to ja tym razem jednak sie nie szczypie. Zwłaszcza zeoj mąz mi powiedzial ze dla niego to zawsze bylo naturalne. No bylo i jest. Kazdy z nas prawie choc przez chwilę tę pierś ssal. Karmię gdzie wyjdzie... tylko ja nie mam bufetu i czesto mozna nawet nie zauważyć ze karmię, choć sie pieluchą nie nakrywam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi mąż zapowiedział że jak w lecie będę karmić i ktokolwiek będzie miał jakieś ale to będzie bił po gębach :D

      Usuń