sobota, 30 stycznia 2016

Kilka wskazówek dla przyszłych mam.

Taka szybka notatka, może komuś się przyda, mianowicie - bazując na własnych doświadczeniach zapiszę fakty i mity na temat laktacji.

Mity:
  • jedzenie nabiału nie poprawia jakości mleka - wręcz przeciwnie, jeśli przesadzicie u dziecka może pojawić się skaza białkowa
  • bawarka nie wspomaga laktacji - absolutnie. mit, który słyszę zawsze, no i podobno działa (efekt placebo?) ale mi jakoś nie pomogła. 
  • przy kp trzeba uważać na to co się je - powoli odchodzimy od tego zaściankowego myślenia. ja nie mówię że od razu po porodzie macie zjeść kilo truskawek i zapić trzema litrami soku pomarańczowego, ale stopniowo i jak najszybciej wprowadzajcie nowe produkty do diety. a jak to robić? a tak - jednego dnia zjedz pomidora, odczekaj 2-3 dni, jeśli u dziecka nie ma żadnej reakcji oznacza że jest ok, próbuj kolejny produkt.
  • kremy na brodawkę są obowiązkowe - najlepiej ich nie kupować, bo drogie to cholerstwo, a jeszcze nic nie pomaga. nie dowiedziałam się tego od doradcy laktacyjnego a od cudownej położnej która widziała jak męczę się z Młodszakiem. Był wieczór, w szpitalu zostały same pacjentki z dziećmi i personel. Weszła położna i rzekła, cytuję : "Kobitki, chłopy nie łażą po szpitalu bo poszli do domu, to wiecie co robić? Bufet na wierzch, smarować swoim mlekiem i wietrzyć" - dopiero ten sposób wyleczył moje rozpalone do czerwoności brodawki i od tamtej pory mogłam cieszyć się kp bez bólu.
  • po karmieniu trzeba ściągać resztki mleka które zostały w piersi - co za brednia! spotkałam się z takim zapisem kiedy szukałam informacji przy Starszaku. Absolutnie nie wolno tego robić, chyba, że chcecie się nabawić zapalenia piersi. W skrócie wygląda to tak : mleko robi się na bieżąco, dziecko najada się i w miejsce zjedzonego przez niego pokarmu powstaje kolejny. Kiedy odciągniemy dodatkowo jeszcze większą ilość pokarmu co się dzieje? A no nasz organizm dostaje sygnał "MAYDAY! Mamy zwiększone zapotrzebowanie na mleko! Zwiększyć produkcję!" i bum! Mamy cycki większe od głowy, które zaczynają twardnieć, boleć, zaczynamy źle się czuć itd. Z czasem może dojść gorączka, może pojawić się zator a wtedy przy gorączce dłuższej niż dwie doby czeka nas wizyta u lekarza/w szpitalu i antybiotyk. Tego byśmy nie chciały prawda?
  • dziecko karmione piersią można "utuczyć" - nie! dziecko karmione jest na żądanie, ok. i na początku faktycznie może wydawać nam się że dziecko je bardzo dużo i zaczynamy się martwić czy nie będzie grube. nie będzie. uwierzcie mi na słowo. to tylko pozornie dziecko je dużo, przez pierwsze dni, tygodnie zjada bardzo mało. Częściej bawi się piersią, uczy się chwytać lub zwyczajnie zaraz po złapaniu jej zasypia - to normalne i nie macie czym się stresować. matka natura wyposażyła nas w instynkt od przyjścia na świat i zapewniam, że dziecka na piersi nie da się przekarmić.
  • jak dam dziecku mieszankę na noc to dłużej pośpi - kolejna bzdura. jestem najlepszym przykładem. Starszy do 10 miesiąca życia budził się co 3 godziny z zegarkiem w ręku, Młodszak? na samej piersi śpi minimum 6-7 godzin. WSZYSTKIE takie aspekty są uzależnione od dziecka, a jak wiecie każde dziecko jest inne. nie rezygnuj więc z kp wieczorem na rzecz mieszanki po to żeby dziecko spało. śpi tyle ile potrzebuje. niestety ale naturą niemowlęcia jest budzenie się w nocy. tego nie przeskoczysz.
  • dziecko może przyzwyczaić się do "wiszenia" przy piersi - nie. dziecko je tyle ile potrzebuje, stąd też w pierwszych miesiącach życia dziecka powinno je się karmić 'na żądanie'. Kiedy widzimy że dziecko nie je a tylko bawi się brodawką możemy zastąpić pierś smoczkiem (który nie powoduje wad wymowy, zgryzu i wojen na świecie, ale o tym w oddzielnym poście), dzięki któremu miałam w końcu czas na pranie, gotowanie itd.
Póki co to są wszystkie niezbyt mądre mity które pamiętam, będę uzupełniać.

Fakty:

  • karmienie piersią wzmacnia odporność dziecka - tak! nie mówię, że dziecko nie będzie chorować w ogóle bo to niewykonalne szczególnie jeśli ma się w domu starszaka który co rusz przywleka coś z przedszkola, ale na pewno przebieg infekcji będzie łagodniejszy i szybciej z niej się wyleczy. 
  • to oszczędność - i to jaka. sama pamiętam ile my kasy wydaliśmy ze Starszakiem na mm. nikt nie wypomina, ani nie żałuje, bo to dziecko i mleko nieważne ile kosztuje i tak się by kupiło, jednak nie można zaprzeczać że ze względów ekonomicznych kp jest lepsze, szkoda tylko że nie zawsze mamy wybór.
  • wygoda - bardzo. zawsze pod ręką, zawsze ciepłe.
  • jakość pokarmu zależy od mamy - ja twierdzę że tak. chociaż mawia się, że mleko mamy jest zawsze idealne, są sytuacje w których mleko przestaje mieć takie cudowne właściwości, szczególnie kiedy mama jest narażona na długotrwały stres bądź spożywa za małą ilość kalorii. 
  • mleko można przechowywać dłużej w zamrażarce - tak. i tutaj co do dokładnego czasu nie jestem w stanie powiedzieć, bo źródła podają inaczej. w lodówce mleko może stać max 24 godziny (wg. skrajnych źródeł nie dłużej niż 12 godzin) a w zamrażalniku nawet rok (skrajne źródła - 2 miesiące). trzeba znaleźć złoty środek bo jednak mleka po roku bym nie podała. tym bardziej że z wiekiem brzdąca i skład mleka jest trochę inny bo taki roczny maluch ma inne potrzeby niż tygodniowy.
  • przy przeziębieniu nie powinno się unikać karmienia - tak. niektórzy popadają w paranoję kiedy w ich życiu pojawi się to małe zawiniątko. co jest zupełnie zrozumiałe, bo każda mama przy pierwszym dziecku przechodziła to w mniejszym lub większym stopniu. ale nie jest konieczne zakładanie maseczek, rękawiczek i kombinezonu radiacyjnego. wystarczy przestawianie dziecka i mycie rąk. ot co.
  • mogę wzmocnić odporność poprzez branie tabletek - oczywiście. sama od kiedy karmię małego łykam dodatkowo kwasy omega 3, żeby dostawał je z mlekiem.


Z racji na późną porę na tym zakończę, ten post będzie uzupełniany na bieżąco.

Regards,
J.

piątek, 29 stycznia 2016

Błogosławione matki karmiące.

Temat pierwszych blogowych rozmyślań nasunął mi się po prześledzeniu pewnej facebookowej grupy promującej karmienie piersią, rodzicielstwo bliskości i inne idee, które mają prowadzić do jak największej więzi z Potomkami.

Mogę z czystym sumieniem powiedzieć że należałam do obu frakcji, czyli mam karmiących mlekiem modyfikowanym (ze Starszakiem) i piersią (od 5 miesięcy z Młodziakiem).
Wiele razy słyszałam od mam karmiących MM że są piętnowane, uznawane za gorsze matki, niezrozumiane. Po części mogę je zrozumieć, bo sama mocno przeżyłam to, że nie mogłam karmić Starszaka. Udało mi się jednynie 3 tygodnie, po czym dowiedziałam się że przybrał na wadze tylko 60 g (a powinien ok 600). Od razu została zaproponowana mi mieszanka, dokarmianie. Z racji że po dokarmianiu raz dziennie dalej jego waga była niezadowalająca, musiałam dokarmiać dwa razy dziennie. Dziecko wyczuło że z butelki jest lepiej, coraz rzadziej chciało pierś, często przystawianie kończyło się histerią, a ja jako młoda, bo 20 letnia, mama pierwszego dziecka chciałam aby nie było zagłodzone - dostawał kolejną. I tak właśnie zabijałam powoli swoją laktację, aż finalnie, kiedy Starszak miał 2,5 miesiąca ostatecznie zakończyło się karmienie piersią. Bo uznałam że 1,5 godziny jego i mojego płaczu nie jest warte ssania piersi przez kilka minut. Przeżyłam to strasznie. Ciągle w głowie chodziły mi myśli, że jestem złą matką, że nie mogę go wykarmić, że nie będę miała z nim takiej więzi jak inne karmiące matki. Dopiero teraz, kiedy z powodzeniem od 5 miesięcy karmię Młodszaka widzę w czym leżał problem. Przede wszystkim stres. Z racji nieciekawej atmosfery w domu (ze strony rodzicielki głównie) mój pokarm nie był najlepszy - i tutaj ostrzegam - słyszałam oczywiście, że nie ma czegoś takiego jak zły pokarm, że mleko mamy najlepsze itd. Ale wtedy faktycznie mój pokarm był do niczego. Byłam zestresowana, źle się odżywiałam, poza wsparciem męża nie miałam żadnej podpory, szczególnie w tak bliskiej osobie jaką jest moja matka. Słyszałam tylko ciągle : "czemu on ciągle wisi ci przy piersi?! przyzwyczai się i nic w domu nie będziesz mogła zrobić!" bla. bla.bla. Może łatwo szukać jest winowajcy ale dzisiaj wiem że to jej wina i tego jej gnębienia psychicznego. Dla mnie najważniejsze było żeby Starszak nie płakał, więc zapychaliśmy go butelką. Dłuższy niż minutowy płacz kończył się na jej wparowaniu do pokoju z najbardziej denerwującym pytaniem jakie można zadać mamie niemowlęcia - "no czemu on tak płacze?!". Zabrakło również (i tu nie wiem czy z braku wiedzy czy dobrej woli) zainteresowania i wsparcia ze strony pediatry, który zamiast poszukać rozwiązania problemu od razu zalecił mieszankę. Przebolałam to, ciężko, ale podniosłam się pod upadku i postanowiłam w każdym innym aspekcie być jak najlepszą mamą.
Zanim urodził się Młodziak miałam bardzo sceptyczne podejście do kp. Bałam się, żeby Starszak nie ucierpiał, żeby nie czuł się odrzucony, bo mimo że miał już ponad 4 lata, był jednak zawsze w centrum uwagi mamusi, a tutaj pojawi się zaraz drugi dzidziuś i skupi uwagę mamy. Rozważałam całkowite zrezygnowanie z kp właśnie ze względu na niego, jeszcze przed porodem zakupiłam mieszankę i butelki, które czekały na przyjście na świat Młodziaka. Jednak kiedy on przyszedł na świat opanowało mnie to samo uczucie ogromnej miłości co przy Starszaku, no i chęci dania mu to co najlepsze. Dlatego sekundę po tym jak go dostałam przystawiłam go do piersi. Wtedy postanowiłam że tym razem się nie poddam. Mimo że znowu miałam problemy z przystawianiem a Młodziak łapał pierś bardzo płytko co poskutkowało obolałymi brodawkami, czasami ze łzami w oczach, przystawiałam go kiedy tylko zapragnął. Od kiedy tylko mogłam wstawać piłam herbatki laktacyjne i bum! udało się. Pokarm był, mały coraz ładniej jadł i przybrał nawet, po tym nagłym spadku w 3 dobie, prawie tyle samo co stracił. Poczułam ogromną ulgę i wręcz pewność że tym razem będzie inaczej. No i było. Inaczej - bo mieszkam już sama z mężem i dziećmi, bez terkoczącej nad uchem matki, która co prawda mieszka dwa bloki dalej, ale trzymam ją na dystans jak tylko mogę. Mniej stresu, mama zrelaksowana to i pokarm był od razu jakości pierwszej. Pierwsza wizyta u lekarza i szok! Dziecko przybrało w 3 tygodnie 900(!!!) gramów. Mało się nie poryczałam ze szczęścia. I tak karmimy się po dziś dzień, czyli 5 miesięcy. Nic nie jest w stanie zastąpić tej bliskości z dzieckiem, tego jak w trakcie karmienia patrzy się mamie w oczy, łapie za palec, uśmiecha się. Jestem z siebie dumna.
I tutaj dochodzimy do punktu do którego zmierzałam. Piętnowanie mam karmiących mieszanką. Bzdura! Teraz z perspektywy czasu widzę, że jako mama karmiąca mm, nie miałam większych nieprzyjemności (poza tymi w domu) związanych z karmieniem mieszanką. Fakt, nie jest to wygodne, trzeba grzać wodę, nosić termosy i mleko na dalsze wyjścia itd. Ale nigdy nie usłyszałam od nikogo że jestem gorsza bo karmię mieszanką, ba! Wręcz przeciwnie, słyszałam tylko żebym się nie przejmowała, że najważniejsze żeby dziecko było najedzone i takie tam. Teraz będąc matką kp czuję się bardziej napiętnowana. Szczególnie przez mamy karmiące mieszanką. Kiedy tylko zacznę temat kp słyszę zarzuty że się z tym obnoszę, że urażam mamy które nie mogły karmić, że po co o tym gadam. A ja po prostu chcę się móc swobodnie cieszyć tym, że tym razem mi się udało. Nie wspomnę już o karmieniu w miejscu publicznym. Nie mówię tutaj o wywalaniu bufetu na świat, tylko o dyskretnym karmieniu dziecka w poczekalni w jednej z prywatnych klinik. Pierś zakryta pieluchą tetrową, widać tylko kawałek głowy dziecka - siedzę i karmię. Bo przecież to takie naturalne! Nikogo nie powinno to dziwić. I co? NIE BYŁO osoby które przechodząc nie spojrzałaby na mnie. Niektóre z wyrzutem w oczach, inne widocznie rozbawione. I wiecie co jest najlepsze? Że to matki karmiące publicznie są napiętnowane, ale osoby które się na nie gapią jak sroka w gnat nie! Może to nie w nas leży problem tylko w tych ludziach? Bo przecież oni też kiedyś ssali pierś matki, a nawet jeśl nie - nie powinno ich to dziwić bo to zupełnie normalne. Tu nie chodzi o aspekt seksualny bo jednak w momencie kiedy matka zaczyna karmić piersi stają się zupełnie aseksualne. Dlatego drogi czytelniku, kiedy widzisz mamę karmiącą w miejscu publicznym - przestań osądzać i przede wszystkim przestań się gapić jakbyś zobaczył ufo. To tylko walka o przetrwanie gatunku ;). Tak tak moi drodzy. Tak samo jak inne ssaki, tak samo kobiety karmią dzieci dla przedłużenia gatunku. Oczywiście jest to dla nas niesamowicie ważne również ze względu na bliskość, ale jednak z biologicznego punktu widzenia..

Drogie mamy karmiące mieszanką:
-nie, nie jesteście gorsze
-nie, Wasze dziecko nie będzie Was mniej kochało
-a jeśli ktokolwiek mówi Wam że jest inaczej - gówno wie.
Każda mama chce najlepiej dla swojego dziecka, niezależnie czy nie możecie karmić piersią z przyczyn niezależnych od Was, czy to po prostu Wasza decyzja - i tak dla Waszych dzieci jesteście najważniejsze na świecie i za naście lat nie będzie miało dla nich znaczenia czy ssali pierś czy butelkę. Jednak będzie jakieś ale. ALE nie piętnujcie też kobiet karmiących piersią i tego, że chcą o tym mówić swobodnie. One się nie przechwalają że mogą karmić a Wy nie, one nie robią tego złośliwie i nie chcą Wam "dokopać". Po prostu chcą się cieszyć z bliskości z dzieckiem bez natychmiastowej łatki terrorystki laktacyjnej. Jesteśmy mamami, żyjemy między sobą, nasze dzieci bawią się razem, więc może spróbujmy koegzystować bez ciągłych sprzeczek która jest lepszą mamą? Bo dla naszego dziecka zawsze to MY będziemy najlepsze.

Nie bierzcie wszystkiego tak do siebie. Ot co.



Regards,
J.

Nie-pierwszy post na nie-pierwszym blogu.

Witajcie. Kolejny raz próbuję zacząć regularnie pisać bloga i liczę że tym razem mi to wyjdzie. Pisałam już kilka, z lepszym i gorszym skutkiem, ale żaden nie przetrwał do dnia dzisiejszego. Ale wtedy miałam na pisanie czas. A dzisiaj go nie mam. Dlatego jestem wręcz pewna że ten blog nie przepadnie, tylko przetrwa i będzie przy mnie niczym najlepsza przyjaciółka.

Chwilowo jest tutaj bałagan. Blog nie wygląda tak jakbym chciała ale to długo nie potrwa. Muszę zrobić jakiś szablon albo chociaż ogarnąć ten który jest. Nie mogłam po prostu doczekać się kiedy zacznę tu pisać i zrobiłam to bez przygotowania. Zupełnie inaczej niż poprzednio.

Słowem wstępu - rocznik 1990, jestem mamą starszaka (wiosna 2011) i młodziaka (koniec lata 2015). Od jesieni 2012 zamężna. Lubię pisać. Bardzo. Jestem w trakcie pisania pierwszej książki, ale w tym tempie premiera przewidywana na 2020. Zajmuję się domem, moimi trzema mężczyznami i.. lubię dużo rozmyślać. Lubię mieć swoje zdanie niezależnie czy innym ono odpowiada czy nie. Lubię czytać i porównywać informacje znalezione w internecie, bibliotekach. Od kilku dni na odwyku cukrowym. Wracam do formy po drugiej ciąży, chcę znowu wyglądać jako tako do wakacji a do następnych zajebiście. I to chyba tyle póki co o mnie.


Chciałabym aby ten blog był po prostu mój. Żeby nikt nie wierzył mi na słowo, bo jak wierzyć osobie która śpi po 3-4 godziny na dobę i żyje? A tak serio - po prostu, jestem człowiekiem i wiem że nie zawsze mam rację. Zawsze, za to, chętnie podyskutuję. Nie napiszę jak w innych blogach że postaram się pisać codziennie bo wtedy tak nie będzie. Jak napiszę to napiszę, o!


Regards,
J.